Tort imieninowy znaczy. Miał kształt serca, był średniej wielkości - cóż, 90% zjedzone i tylko tyle praktycznie zostało, żeby zrobić zdjęcie.
Ćwierć szklanki kawy zalanej wrzątkiem do pełna,
2 szklanki mąki,
2 łyżeczki proszku do pieczenia,
100 ml oleju roślinnego,
3/4 szklanki drobnego cukru,
2 jajka.
Bez wielkiego nabożeństwa wrzuciłam wszystko do miski i wyrobiłam mikserem. Wydawało się nieco za rzadkie, w wyniku czego dodałam trochę mąki; nie wiem, ile dokładnie.
Piecze się około pół godziny w 180 stopniach. Po wyjęciu trzeba ostudzić i przekroić na pół.
W trakcie pieczenia można przygotować poncz. Ja zrobiłam również bez nabożeństwa - połączyłam wodę, cukier i sok z cytryny w takiej proporcji, żeby było cytrynowe i słodkie. Do lekkiego nasączenia ciasta trzeba nieco ponad pół szklanki płynu. Nasączyłam.
Dwa małe opakowania śmietany kremówki dobrze schłodziłam (jeśli z czasem jest krótko, wstawiam do zamrażarki na godzinę-półtorej; jeśli kto przezornie zaopatrzył się w śmietanę wcześniej, wystarczy jej spędzić noc w najzimniejszym miejscu lodówki). Wrzuciłam do garnka i ubiłam, cała w strachu, że przedobrzę i zrobię masło, jak ostatnio.
Na koniec zostaje układanie warstw: Ciasto, śmietana, maliny, śmietana, ciasto, śmietana, maliny. Dobre ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz