Pamiętacie, że panga to nie ryba, nie wolno jej jeść i w ogóle? No właśnie. A ja czasem mam tak rozpaczliwą fazę na pangę, że MUSZĘ. Faza napadła mnie wczoraj i mimo jak zwykle bardzo inteligentnych doci^H^H^H^Huwag P. udusiłam pangę w formie curry.
Pomysł wziął się z curry Draakin, która podała je na imprezie i było arcyboskie. Aromatyczne, lekko słodkawe i pięknie pachnące. Moje - daję słowo - nie dorasta mu do pięt, ale na pewno będę podejmować kolejne próby!
Umówmy się, to nie wygląda, za to jest bardzo dobre.
Wzięłam dwie spore łyżki masła i stopiłam je w garnku razem z 3 łyżkami oleju. Wrzuciłam dwie płaskie łyżeczki curry, podgrzałam, wrzuciłam dwa ząbki posiekanego czosnku, przesmażyłam odrobinę i wrzuciłam trzy niewielkie cukinie pokrojone w półplasterki. Wymieszałam i zostawiłam na chwilę. Potem włożyłam tam nie do końca rozmrożone cztery filety z pangi, które przekroiłam tylko na pół.
Dusiło się tak około pół godziny. Połowę zjedliśmy wczoraj z makaronem sojowym, drugą połowę dziś z ryżem. Było gorące, pachnące i miłe.
2 komentarze:
A myślisz, że z inną rybą też wyjdzie smaczne? Czy musi być ta nieszczęsna chińska panga? Ja wiem, że tylko w niej jest ten specyficzny smak, za którym tęsknimy.
I drugie pytanie, a z kurczakiem zamiast z rybą?
Nie robiłam z inną rybą, ale myślę, że też będzie dobre, chociaż inne. Jeśli chodzi o kurczaka, to robiłam trochę inne curry i było bdb. Tutaj na pewno kurczak dusiłby się trochę dłużej.
Pozdrawiam ;)
Prześlij komentarz