9.1.12

Warzywny krem

Obiecywałam sobie nie pisać na tym blogu o romantycznych upojeniach. Całe szczęście, ciężko jest rozpływać się w emocjach nad kalafiorem (też czytałam tę książkę, ale to był szczególny przypadek). A jednak odnajduję emocjonalny spokój i wielką radość w krojeniu warzyw, miażdżeniu ząbków czosnku, obieraniu cebuli. Zapach cieszy zawsze, nawet czosnkowy. Frajda z trzymania w ręku dobrego noża, dźwięk pękających pod jego naciskiem marchewek, pięknie rumieniące się cebulowe piórka.



Dziś nie słuchałam nawet radia, tylko kilku piosenek ze starych filmów. Wyciągnęłam składniki z lodówki i zrobiłam najprostszy na świecie, warzywny krem.



Tutaj też nie ma specjalnego przepisu, ale dla porządku notuję, co jest w środku:

  • dorodny seler,
  • dwa niewielkie ziemniaki,
  • cztery nieduże ząbki czosnku,
  • dwie marchewki,
  • średnia cebula,
  • śmietana dwunastka,
  • sól, pieprz, listek laurowy, kilka ziaren angielskiego ziela

Pokroiłam warzywa, zalałam wodą, doprawiłam. Gotowały się pewnie 25 minut, może pół godziny. Zmiksowałam, dołożyłam niecały, mały kubeczek śmietany. Jest dobre na zimę, nawet tak łagodną jak nasza obecna, kiedy dobrze jest rozgrzać najbliższych i siebie.

3 komentarze:

Veggie pisze...

bardzo lubię takie zupy, najlepsze jest to, że można je robić na 1000 różnych sposobów i zawsze są pyszne :-)

Mała Mi Buka pisze...

A o jakiej książce mowa?

Merigold pisze...

"Kwiat Kalafiora", oczywiście ;)