Przepis przeczytałam oczywiście w mojej ukochanej i niezastąpionej The Kitchn. Że resztki pieczonego indyka, że dwa litry gotowego rosołu, że dużo cytryn i cztery jajka, że to greckie i nazywa się avgolemono. Oczywiście nie będę piekła indyka po to, żeby zrobić grecką zupę, kupiłam więc kawałek drobiowej piersi i sprokurowałam ją nieco inaczej.
Umówmy się, to nie wygląda. Owszem, nie wygląda głównie dlatego, że nie zahartowałam odpowiednio jajek. Jest jednak sycące i dobre na zimę, oprócz tego stosunkowo szybko się robi.
Zupa okazała się być wyjątkowo aromatyczna i dawać to miłe uczucie ciepła w środku. I zupełnie niespodziewanie okazała się być bardzo podobna w smaku do tej, którą robiła moja babcia. Tylko że tamta zupa nazywała się po prostu cytrynowa i uwielbiałam ją, będąc małą dziewczynką.
Wzięłam do niej:
- półkilogramowy kawałek indyczej piersi,
- niecałą szklankę ryżu,
- dwie cytryny,
- dwie małe cebulki szczypiorkowe,
- trzy ząbki czosnku,
- dwie spore garście mrożonej włoszczyzny,
- dwa jajka,
- cztery ziarna angielskiego ziela,
- dwa małe listki laurowe,
- dwie łyżki oleju,
- sól i pieprz.
Przepis mówił o powolnym hartowaniu - dolać troszkę zupy, rozbełtać, dolać więcej, rozbełtać, potem jeszcze więcej - generalnie zupę do jajek, nie odwrotnie. To był świetny pomysł, ale nie wpadłam na to, że właściwie przelać tak trzeba całą zupę. Przelałam ze dwie łyżki i chlupnęłam mieszaninę z powrotem do garnka. Mieszanina, czego należało się spodziewać, ścięła się i choć smaku nie zmieniła, to trochę zepsuła widok.
Widok dało się bezproblemowo poprawić dwoma łyżkami śmietany, z którymi bawić się trzeba tak samo, jak z tymi jajkami, ale parę łyżek zupy wystarczy. Wrzuciłam ryż. Pogotowałam jeszcze kwadrans. Posoliłam. Popieprzyłam. Sfotografowałam. Zjedliśmy, zupełnie zadowoleni z tej babciowo-greckiej potrawki.
1 komentarz:
Uwielbiam zupę cytrynowa, ale u nas jest to zwykły bulion z cytryną, skórką cytrynową, śmietaną i ryżem, taki błyskawiczny. Uwielbiam ją. Muszę spróbować tej wersji.
Erwen
Prześlij komentarz