2.11.11

Polenta z pieczoną dynią

Plan był następujący: kupujemy dynię, wydrążamy wnętrze i robimy lampion, którym cieszymy się cały wieczór, a następnego dnia dynia zostaje pożarta w postaci zupy i może czegoś jeszcze. Plan nie wypalił do końca o tyle, że na całym osiedlu nie udało się znaleźć dyni w rozmiarze możliwym do zjedzenia przez dwie osoby w rozsądnym czasie. P. kupił więc pół dyni i przystąpiliśmy do pracy:


Pierwszą ćwiartkę zużyłam na zupę, a drugą upiekłam. Kawałki dyni (takie, jak na zdjęciu powyżej) posmarowałam oliwą, do której włożyłam wcześniej cztery zmiażdżone ziarenka angielskiego ziela, szczyptę soli i odrobinkę pieprzu. Wstawiłam je do piekarnika, do 150 stopni z termoobiegiem. Po około 20 minutach były lekko przypieczone i dobre. Zjedliśmy je z polentą, którą zrobiłam tak:

Zagotowałam dwie szklanki wody i posoliłam. Do wrzątku wsypałam niecałą szklankę kaszki kukurydzianej i ugotowałam na średnim ogniu mieszając cały czas, pewnie jakieś 6-7 minut. Zestawiłam kaszkę z ognia, starłam do niej trochę gałki muszkatołowej i wymieszałam z łyżeczką masła.

Całość była ciepła, miękka, świeża i lekko słodkawa, da się spokojnie zaliczyć do kategorii comfort food. Wyglądała tak: